Praga to niewątpliwie jedno z najpiękniejszych europejskich miast. Poddana Niemcom podczas II Wojny Światowej uniknęła bombardowań. Ocalałe od zagłady zabytki, zróżnicowana architektura, klimatyczne knajpki z knedlikami i czeskim piwem na czele, co roku przyciągają setki tysięcy zwiedzających, w tym nas, Motozwierzaki rodem ze Zwierzyńca.
W połowie drogi do Pragi, przy jadłodajni KFC, czekał na nas Jacek, dawny kolega Artura, Basi, Romka i Konrada. W Zgorzelcu mamy w zwyczaju wymieniać walutę, zjadać burgera, wypijać kawę i ruszać dalej przez Görlitz. Tak było i tym razem. Jako, że nie szaleliśmy na drodze i często zatrzymywaliśmy się na fajki, do Pragi dotarliśmy porą wieczorową. Na miejscu czekali już na nas Romek z dziewczynami, którzy przyjechali samochodem. Wspólnie zajęliśmy jeden „apartament” z trzema podwójnymi łóżkami w jednym pokoju i łóżkiem piętrowym w drugim. Tylko Jacek się wyłamał i zajął osobny pokój, ale on jest z innego miasta. Po zrzuceniu bagażów i symbolicznej ablucji, dopiero o 21 ruszyliśmy na podbój Pragi.
Tego wieczoru poruszaliśmy się wszystkimi środkami komunikacji publicznej, w tym autobusem na gapę. Jako, że dziewczyny były BARDZO głodne, gdyż Sid w przeciwieństwie do nas nie zatrzymywał się co róż na postój, rozpoczęliśmy od poszukiwań smacznej knajpki. Artur, jako stały bywalec Pragi i zarazem nasz przewodnik, meandrując wśród pięknych uliczek, w ostatniej chwili, nim dziewczyny eksplodowały, zdążył doprowadzić nas do uroczej Staré Časy.
Sobotę, jako że pogoda dopisała, spędziliśmy na przejażdżce do zamku Karlštejn. Przy parkingu obejrzeliśmy pięknie odrestaurowany bunkier. Pan opiekun, po czesku, objaśniał nam przeznaczenie wszystkich przyrządów. Było miło.
Po południu, ponownie udaliśmy się do centrum, gdzie przez słynny Most Karola przeszliśmy na golonki i kaczki do Zlatého Preclíku. Następnie w poszukiwaniu wolnych miejsc w jednej z absynterii, trafiliśmy na oryginalną, obrotową głowę Franza Kafki.
W końcu, jakimś cudem, udało nam się znaleźć upragnione wolne miejsca. Całą grupą, przy jednym stoliku, wyruszyliśmy na spotkanie z „Zieloną Wróżką”. Było mocno, bardzo smacznie i niezmiernie klimatycznie.
Poranek przywitał nas rześko i słotnie. Nim jednak zdążyliśmy zjeść śniadanie i objuczyć nasze kucyki, jak zwykle przestało padać 😉 Zakładać kondomy, czy nie zakładać? Odwieczny problem motocyklistów. Założyliśmy.
Po drodze, można rzec, klasycznie, odwiedziliśmy Pekelné doly. Tym razem nie zapomnieliśmy i zostawiliśmy tam swój odcisk w postaci naklejek z „WzD”. W drodze do Polski jednak przydały nam się te kombinezony. Zrobiło się zimno, deszczowo, mgliście i ślisko. Po rowach, jak zabawki, leżały porozrzucane samochody. W Zgorzelcu rozdzieliliśmy się z Jackiem, i tak wszyscy szczęśliwie dojechaliśmy do swoich domów.
Najbardziej z tego wszystkiego to mi się podoba kolega Artura 😉
Genialna wycieczka i Genialnie przedstawiona✌.