W ten weekend po raz kolejny wybraliśmy się na Woodstock do Kostrzyna, od tego roku Pol’and”Rock. Atmosfera jak zwykle zajebista. Setki tysięcy kolorowych ludzi, happeningi, narkotyki, seks i rock & roll. Jeździmy tam od kilku lat motocyklami, bo to najlepszy i najszybszy sposób na dotarcie do celu bez stania w kilometrowych korkach. Zazwyczaj gościliśmy we wiosce motocyklowej klubu Boanerges, ale w tym roku mieliśmy jeszcze lepszą miejscówkę.
Na woodstockowym polu trudno o kawałek wolnej przestrzeni by przycupnąć, nie mówiąc już o rozbiciu namiotu. Tymczasem Ted wynalazł nam taką łąkę z prądem, basenem, trawą zieloną i cieniem, że nawet najwięksi malkontenci byliby wniebowzięci. Polanka przyklejona do zagrody strażaków okazała się istnym „rajem na ziemi”. Czysto, cicho, zielono niczym na luksusowym campingu.
Spacer po festiwalowym polu to istna orgia zapachów, kolorów i dźwięków. Panuje tutaj niezapomniany, wspaniały klimat za którym tęskni się cały rok.
Kolejny dzień rozpoczęliśmy od zimnej kąpieli, chłodnego piwa i kiełbasek z grilla. Następnie ruszyliśmy powałęsać się po Woodstocku.
Świetne koncerty na kilku scena na raz, hipnotyzująca muzyka Krisznowców i świetne występy podwórkowych kapel.
Bądź pierwszą osobą, która zostawi swój komentarz